[SnB]:: Majówka 2004 - Tychy, Wilkowyje, 2004.05.28/30
fot. materiały fanclubu
tekst: Jenny, Myszka, Alegorn
2016-09-14 14:31
PIĄTEK 28 maj 2004
Jako pierwsza pełna pozytywnej energii przybyła myszka. Wraz z Jenny i Bluesmanem rozbiliśmy namiocik, co nieco zjedliśmy i czekaliśmy na resztę. Po niedługim czasie pojawił się Jesus wraz z Witkacym, których przyprowadziła Ewa. Udaliśmy się na łąkę, gdzie poleżeliśmy sobie wszyscy w trawie, nazbieraliśmy mnóstwo polnych kwiatków i zabraliśmy się do twórczej pracy ludowej. Jenny wraz z myszką sporządzały wianki, a mężczyźni wraz z Markiem, któremu udało się już do nas dotrzeć zajęli się robieniem dżemowego transparentu, na którym na sam koniec wszyscy odcisnęli łapki;).
Gdy zbliżała się umówiona godzina, z wiankami na głowach i transparentem grupa dżemowców udała się na dworzec, by odebrać resztę ludzi. Dołączył do nas Alegorn, który przebył najdalszą drogę, Łukasz oraz Marcin wraz z Asią. Zaprowadziliśmy wszystkich na miejsce, gdzie odbyło się rozlokowanie, mały posiłek i całą grupą poszliśmy (część drogi przejechaliśmy autobusem na gapę :P) do pubu, w którym uprzednio Jenny zarezerwowała dla nas miejsce.
Byliśmy w następującym składzie: Jenny, Al, myszka, Jesus, Witkacy, Jupek z Jolą, Łukasz, Marek, Bluesman, Ewa, Romek, Marcin i Asia. Przy chłodnych piwkach, wspólnej rozmowie, śpiewaniu utworów Dżemu, którego płyty non-stop słychać było w tle przyjemnie minął nam wieczór. Stłukliśmy dwa kufelki;), myszka robiła warkoczyki Jesusowi, Alegorn pił z litrowego dzbanuszka :D, a ok. godziny 2-giej postanowiliśmy wrócić i odpocząć przed jutrzejszym dniem. Droga powrotna była jednak dosyć męcząca. Al targał wszystkim dziewczynom włosy, myszka ciągnęła ze sobą Jesusa i Łukasza, część osób obrała inną drogę, ale śpiewając piosenki o wolności, a na zakończenie przewracajsąc się na łące jakoś dotarliśmy:-] Bluesman wziął ze sobą radio, a Al siatkę, do której miała być przywiązana Jenny, ale nic z tego nie wyszło :D. Zmęczeni, ale szczęśliwi udaliśmy się na nocleg.
SOBOTA 29 maj 2004
Wstaliśmy ok. godziny 10-tej obudzeni szczekaniem psa za płotem i głosem Rysia z magnetofonu - lepszej pobudki nie można sobie wyobrazić! Po zjedzeniu śniadanka, udaliśmy się najpierw za płot, a później do lasu po drewno na ognisko. Jesus z siekierą wyglądał jak morderca na zlecenie :D Wszyscy mężczyźni zostali pozbawieni pasków od spodni, gdyż gałęzie nie chciały się trzymać;) Ogromną stertę chrustu donieśliśmy na miejsce i rozpoczęliśmy przygotowania.
Jenny, Marek, Alegorn, myszka i Bluesman wybrali się na Watogłowiec, aby odwiedzić na cmentarzu naszego wspólnego przyjaciela (.)
Po powrocie przygotowań ciąg dalszy. Układaliśmy czerwone cegły w miejscu przeznaczonym na ognisko, rozwiesiliśmy prześcieradło na płocie, aby można było odtwarzać koncert z rzutnika, i jedliśmy przepyszną potrawę sporządzoną przez mamę Jenny. Następnie zaopatrzeni w transparent, widełki i wianki udaliśmy się po resztę osób na dworzec dołączyli do nas: Dawid, Jola, Dorota i Ewa.
Wracając, mężczyźni otrzymali z jednego gospodarstwa prezent w postaci dodatkowych "drewienek". Na miejscu niektórzy słuchali muzyki, inni udali się na łąkę, pozostali pili piwko;) Kiedy przyjechał do nas Vaciak, część osób wraz z Nim pojechała do marketu po zaopatrzenie, czyli kiełbaski, pieczywo i alkohol, bo nie potrzeba nam było niczego więcej;)
O 20:30 Jesus rozpalił ognisko. Jak opisać ten wieczór? Było niesamowicie, bajkowo i zupełnie jak w innym świecie. Gitarki, śpiew, wspólne zdjęcia, rozmowy.
Szkoda tylko, że projektor uległ zepsuciu i nie obejrzeliśmy Rawy Blues z Rysiem, a jedynie zdjęcia ze spotkania w Krakowie, ale i tak było fajnie i wszyscy, którzy mieli okazję uczestniczyć w tym spotkaniu z pewnością nie żałują przeżytych wówczas chwil.
Największą niespodzianką były z pewnością odwiedziny gości. Swoją obecnością zaszczyciła nas pani Małgorzata Riedel, Zbyszek Szczerbiński, Leszek Martinek, Adam Antosiewicz oraz administratorzy naszego fan clubu, czyli Radek i Piotrek. Noc była niesamowita i pełna wrażeń. Najwytrwalsi siedzieli przy ognisku do 4-5 rano. Następnie oddali się w kojące ramiona Morfeusza :P aby odpocząć i nabrać sil do powrotu... Niedzielny poranek upłynął na pakowaniu się i pożegnaniach z łezką w oku…
Każdy z nas marzy o tym, by znaleźć się w wehikule czasu i przeżyć to jeszcze raz.